Miesięcznik "BIZNES meble.pl" październik 2020

6 felieton • sobierajski o designie BIZNES.meble.pl | październik 2020 M oje 30-letnie doświadczenie za- wodowe wdrożeniowca, wska- zuje mi na to, że polskie inno- wacje zawsze powstawały przypadkiem, albo z lenistwa. Przypadkiem, ponieważ były efektem wpadki przy robocie, skut- kującej koniecznością opracowania ad hoc alternatywnych rozwiązań (antropo- lodzy dizajnu nazywają to syndromem MacGyvera). Natomiast nasze wrodzo- ne lenistwo powodowało, że często kom- binowaliśmy jak sobie robotę ułatwić, by się zbytnio nie narobić (teoretycy ekono- mii, nazywają to syndromem projektowa- nia wysokich marż). W praktyce, były to zwykle metody sto- sowane zbyt późno i po czasie. W kolejnych projektach mogliśmy jednak liczyć na ewen- tualne pożytki z takiego procederu. Polegało to na tym, że choć teraz nie potrafiliśmy za- robić i dokładaliśmy do aktualnego projektu pracując za darmo, ale na horyzoncie widać było widoki na późniejsze zyski, możliwe do osiągnięcia dopiero w kolejnych realizacjach. Każdy inwestor i designer, który choć raz zaj- mował się designem industrialnym, pewnie wie o czym tu napisałem. Jednak niezależnie od chwilowego przypływu niemocy zmieszanej z geniuszem, nasze „innowacje” technologiczne i procesowe są dzisiaj wymuszane przez aktualną sytuację ryn- kową oraz uwarunkowania i zewnętrzne możliwości. Takie in- nowacje powstawały zawsze w zespole i były efektem wzajem- nych relacji lub nagłego olśnienia. Tak było do czasu, gdy ktoś wymyślił i zaprojektował procedurę uzyskania „dotacji na in- nowacje”. Zupełnie nie pojmuję, jak urzędnicy, mogą od nas wymagać napisania wniosku o „dotację na innowację”, a w tym wniosku sformułowania opisu procesu powstania inspiracji, procesu za- projektowania produktu, wdrożenia „innowacyjnej innowacji”, a na koniec zabudżetowania i rozliczenia przydzielonej dotacji na tę „innowację”? Mam wrażenie że, w Polsce mamy kilka równolegle egzystujących definicji innowa- cyjności. Podejrzewam, że mamy swojską, ale polską, innowacyjną schizofrenię? Nie wiem, czy to da się wyleczyć? Nie potrafię ocenić dotychczasowego do- robku naszych „dotowanych innowatorów”. Pomimo wielu lat dotowania, brakuje raportów i danych o pożytkach wykreowanych przez be- neficjentów takich dotacji na innowację. Mam wrażenie, że sensownego designu, póki co w naszym kraju nie robimy, ale de- sign dotowany będzie miał się całkiem do- brze. Czy Polska prowizorką stoi? Zobaczy- my. Bo, tak na zdrowy rozum, to choć wiele się o designie mówi i pisze, nie widać kto dzisiaj na poważnie zajmuje się kondy- cją polskiego wzornictwa przemysłowego w firmach. Design oblige! Tego, od promotorów pol- skiego designu powinniśmy zacząć wyma- gać, albo, tak jak od wielu lat to robimy, od- puśćmy sobie i im. Przecież o wiele łatwiej jest lepić ten nasz „innowacyjny polski de- sign” z dostępnego materiału, czyli z „mchu i szyszek”. To jest surowiec niezwykle plastyczny. Możemy go se- mantycznie dopasować do każdego wniosku o „dotację na inno- wację”. Jest do tego po prostu idealny. Wydaje się, że w Polsce mamy jego bezkresne zasoby. Co ważne, to jest surowiec eko- logiczny. Pewnie ma zerowy „ślad węglowy”. Nie wymaga zuży- cia wody, ani energii elektrycznej. Wystarczy byle jaki komputer z edytorem tekstów, by napisać wniosek o dotację. Czyste „EKO” i do tego powszechnie dostępne. Obym się mylił, ale „mech i szyszki”, wydają się dzisiaj fun- damentem kreowania wielu naszych designerskich marzeń, po- trzeb i oczekiwań. Czy taki mamy design? q Innowacja z „mchu i szyszek” Czasem czytam rozmaite publikacje, które usiłują na mnie wymóc wrażenie, że polski design produktowy jest innowacyjny, a nasz sektor kreatywny wspierany miliardowymi dotacjami unijnego podatnika, wkrótce będzie jeszcze bardziej „innowacyjniejszy” lub nawet „najinnowacyjniejszy”. Niestety, mam w tym zakresie bardzo mieszane uczucia i targają mną wątpliwości. Zdzisław Sobierajski Przedsiębiorca z wieloletnim stażem. Pracuje z projektantami i przemysłem, tworząc zespoły wdrożeniowe.

RkJQdWJsaXNoZXIy ODEyNDg=