Miesięcznik "BIZNES meble.pl" kwiecień 2018

ZDZISŁAW SOBIERAJSKI Przedsiębiorca z wieloletnim stażem. Pracuje z projektantami i przemysłem, tworząc zespoły wdrożeniowe. felieton X Sobierajski o designie A le gdy zatrudniane- mu przez nas de- signerowi brakuje rzetelnej wiedzy, to często próbuje zwieść nas barwnymi opowieściami o roli designera w procesie i znaczeniu designu dla rozwoju naszej firmy. Mam nawet wrażenie, że im mniej designer ma doświadczenia, tym bardziej barwne snuje opowieści. Taka metoda na polskim rynku całkiem często się spraw- dza. Są nawet designerzy, którzy wygry- wają polskie konkursy, poruszają, pro- wokują, inspirują. Jednak patrząc na ich realizacje, można wątpić czy potrafiliby zarobić pieniądze dla inwestora. Jestem głęboko przekonany, że polski inwestor dzisiaj nie potrzebuje designera, który kreatywnie rozwiąże jego problemy. Polski inwestor potrzebuje kompetentne- go projektanta, który problemów nie bę- dzie mnożył. Słuchając współczesnych piewców de- signu można odnieść wrażenie, że design, to jest wdzięk, elegancja i talent autora. Niestety, czasami pojawia się Sobieraj- ski i wtedy do tych wszystkich pięknych cech dochodzi jeszcze dramat. Kalkulator leżący na stole i zapis w briefie mówiący o tym, że „w procesie projektowo wdroże- niowym należy uwzględnić maksymalny koszt wytworzenia produktu nie większy niż …. a koncepty przekraczające ten po- ziom, nie zostaną zaakceptowane” – zwy- kle budzi u designerów zakłopotanie, a u niektórych przerażenie. Taki zapis w przygotowywanych prze- ze mnie briefach, stosuję od czasu, gdy wdrażając projekt profesora wykładające- go wzornictwo na jednej z naszych ASP, usłyszałem z jego ust słowa: Ja zrobiłem swoje, dalej to już sprawa technologa . Niestety projekt był przekombinowany i nietechnologiczny, a koszt wytworzenia znacznie przekraczał wartość rynkową produktu. Odmówiłem wtedy realizacji tego wdrożenia, co skończyło się awantu- rą z inwestorem. Zrzucanie odpowiedzialności za eko- nomiczne skutki tego, co zaprojektowa- no na wykonawców, jest dzisiaj całkiem powszechnym zjawiskiem. Co powinien wtedy zrobić inwestor? Czy ma sam zaprojektować rzecz na nowo? W obo- wiązujących normach, standardach i kryteriach ekonomicznych? Czy może powinien wyręczyć designera w procesie projektowym, redukując jego wkład do roli stylisty wizerunku powierzchni pro- duktu? Kto wtedy będzie rzeczywistym autorem takiego dzieła? Jak dotąd, żaden z ośrodków promujących „design pol- ski” nie wprowadził statystyk lądujących w koszu „designerskich projektów”. Coraz częściej mam wrażenie, że kształceni pod okiem profesorów absol- wenci wydziałów wzornictwa, miewają tak zwany „syndrom poedukacyjny”. Ta przypadłość polega na tym, że designer wprawdzie nie umie, ale święcie wierzy że potrafi. Niestety, inwestorowi trudno jest dyskutować z wiarą designera. Ta wiara bywa bardzo głęboka, co często czytamy na wizytówkach. Deklarowanie własnych umiejętności ponad posiadane kompeten- cje bywa powszechne, niezależnie od na- ukowego stopnia napisanego przed nazwi- Nie zawsze pamiętamy o tym, że rzetelny design składa się z empatii wspartej wiedzą, doświadczeniem i inteligencją. Gdy już to mamy, to projektowanie produktów i przyjaznego otoczenia idzie całkiem gładko. Syndrom 6 BIZNES meble.pl [ kwiecieñ 2018 skiem. To, czy na wizytówce było napisane magister, doktor czy profesor, dla inwesto- ra nigdy nie będzie miało większego zna- czenia. Inwestorzy uznają jedynie wdrożo- ny dorobek i zawodowe doświadczenie. Jestem przekonany, że powszechny w Polsce syndrom poedukacyjny wywie- ra bardzo negatywny wpływ na relacje inwestorsko-designerskie. To właśnie z tej przyczyny pragmatyczni inwestorzy, minimalizują swoje ryzyko proponując bardzo niskie stawki. W efekcie designe- rzy bardziej wysilają swoją wyobraźnię, proponując elokwentne opisy w swoich portfoliach. Przy braku rzetelnego do- robku projektowo-wdrożeniowego, jest to jedyna dostępna dla designera metoda budowania chwilowej przewagi rynko- wej. Niestety, bardzo podobne frazesy sły- szymy i czytamy w materiałach instytucji promujących design oraz w artykułach pisanych przez ludzi środowiska akade- mickiego. Naiwna narracja w zderzeniu z praktyką, wywołuje u przedsiębiorców dysonans poznawczy. Na przykład, na tegorocznych targach „Meble Polska” i „Arena Design” łatwo było zauważyć kil- ka najgorzej zaprojektowanych stoisk. Na nich zaprezentowały swój dorobek Aka- demie kształcące designerów oraz Stowa- rzyszenie reprezentujące to środowisko. Obok takiego rynku funkcjonuje nie- wielka garstka kompetentnych projek- tantów produktowych, którym przedsię- biorcy zawsze dają dobre rekomendacje. Semantyka i elokwentne opisy, jest to ty- powa „ściema dla frajerów”. Jestem prze- konany, że wśród ludzi inwestujących w design swoich produktów, nigdy nie spotkałem biznesowego frajera. Wydaje mi się, że niektórzy designerzy chyba źle rozpoznali rynek i kiepsko zdefiniowali swój target. Widzę jak ich działania od wielu lat psują rynek i relacje z przed- siębiorcami. Może pora się przyjrzeć kto ich takiego designerskiego fachu uczył? Czy już czas na zmianę akademickich programów? d POEDUKACYJNY?

RkJQdWJsaXNoZXIy ODEyNDg=